Anna Mizikowska: Z okazji Dnia Kobiet zajrzymy do nieistniejącej już firmy, która swój sukces zawdzięczała w dużej mierze kobietom. Pollena-Uroda, bo o tej fabryce kosmetyków mowa, działała na Szwedzkiej od 1950 roku do początku XXI wieku. To kobiety kupowały produkty Urody najczęściej. Kobiety były też większością załogi. Część pracowała przy taśmach, ale…
Na przełomie lat 70. i 80 dyrektorem naczelnym Urody była Barbara Polańska, członkini Ligi Kobiet Polskich, późniejsza posłanka na Sejm (z ramienia PZPR). W tym samym czasie 26-letnia absolwentka chemii, po Politechnice Warszawskiej, zaczynała w tej firmie swą karierę zawodową. Oto wspomnienia Danuty Kiliszek:
Danuta Kiliszek, AHM: Ja miałam fantastyczne życie, zawsze robiłam w życiu to, co chciałam. Uczyłam się dobrze, poszłam na Politechnikę, skończyłam studia, poszłam do pracy.
To był 79 rok. Ja szukałam pracy na przełomie 78. i 79.. Wszędzie, gdzie składałam papiery, czy chodziłam się dowiadywać, to słyszałam, że niestety nie mogą, bo mają blokady etatów. I trafiłam tutaj, do Urody, tutaj nie mieli blokady etatów i tutaj się zatrudniłam.
Mistrz zmianowy na szamponach.
Jest produkcja na trzy zmiany. I na każdej zmianie musi być ktoś, kto ją organizuje, zarządza, dba o zaopatrzenie, o to, żeby wszystko funkcjonowało, żeby maszyna działała, żeby pracownicy pracowali jak należy.
Był jeszcze „starszy mistrz”, który był szefem mistrzów. I kierownik działu. Byłam mistrzem zmianowym, czyli najniższy szczebel w systemie kierowniczym.
Każda praca niesie ze sobą pewne ograniczenia, Mnie w tej pracy pomagał mój męski charakter. Ja się nauczyłam kląć w Urodzie, a nauczyły mnie tego panie z produkcji. Miałam nieraz 30parę dziewczyn na zmianie. A były zespoły siedmioosobowe i każdy zespół miał swoją zespołową. Jedną z zespołowych była niejaka pani Karwańska, która była matką mojego kolegi ze szkoły. I te właśnie nobliwe panie nauczyły mnie kląć jak szewc.
Niektórzy nie rozumieli: tam pracowali więźniowie w tym czasie. Przychodzili do pracy na zlecenie, jak były okresy trudne, to byli faceci i kobiety, często schadzki były dla takich osób z więzienia.
Ten wydział miał trzy piętra. Na samym dole była nastawnia szamponów, gdzie robiono te szampony, fizycznie, z wody, detergentów, wszystkich dodatków. Ponieważ Uroda robiła szampon piwny, to było bardzo dużo piwa w beczkach. No i najgorsza była trzecia zmiana, bo na trzeciej zmianie to od razu ustawiała się kolejeczka z baniaczkami pod nastawnią szamponów. I trzeba było wtedy mieć oko na to.
Różny element pracował, był np. taki pan, który sikał do mieszalników, bo mu się nie chciało zejść. To były bardzo duże mieszalniki, o pojemności nieraz 1,5-2 tony, no 0,5 tony. Ale do takiego mieszalnika dozowanie surowców często odbywało się ręcznie, albo przynajmniej część z nich ręcznie była dozowana, więc trzeba było wchodzić na takie galeryjki. I był taki jeden pan, któremu się nie chciało schodzić, jak potrzebował siusiu, więc robił do tego mieszalnika.
Mocz można uznać, że prozdrowotnie działa, ale te szampony były tak mocno konserwowane i zresztą bardzo dobrym konserwantem Bronopolem, więc tam nie groziło, tylko po prostu było obrzydliwe… I trzeba było tego faceta pilnować. Więc jak …owski był na zmianie to trzeba było go pilnować.
W ogóle dziwne rzeczy się tam działy, np. kradzieże. Kiedyś się ganiałam ze złodziejem po trzech piętrach, on – windą, ja - po schodach.
- Ale ktoś z zewnątrz przyszedł?
- Nie, nasz pracownik kradł.
- Co?
- Kradł etykiety. Bo to było tak, że można było wtedy na lewo robić różne rzeczy i rozprowadzać na lewo. Z produkcji nie dało się tego uciąć. Więc jak kradli etykiety to później mogli sobie oklejać te lewe produkty i sprzedawać na lewo po parę groszy. Więc trzeba było też tych złodziei pilnować.
-A nie można było ich zwolnić?
- No najpierw trzeba było go złapać na gorącym uczynku. Mówię, że ganiałam się z...