Dziś mamy dla Państwa cymes: Autor książki nagrał specjalnie dla Muzeum Pragi jedno ze swych opowiadań. Gwarą!
Gwarę warszawską państwo lubią, to wiemy… Przemysława Śmiecha, autora książek „Mowa z Grochowa” i „Na drugie nóżkie”, felietonistę Miesięcznika Stolica państwo lubią, to też wiemy…
Czyta Przemysław Śmiech:
„Muzeum Grochowskie”
Zeszłem do piwnicy, ponieważ moja notoryczna małżonka kazała mi, pardons, poprosiła mnie o przyniesienie kompotu z renklod, gdy nagle usłyszałem własnoręcznie jakiś hałas. Po zbliżeniu się do jego źródła okazało się, że to mój sąsiad, pan Benek, przeprowadza w swojej piwnicy renament.
– Szaconek, panie Benku. Z powodu dlaczego spędzasz pan wolny czas wśród słoików, starych pudeł, rupieci i tem podobnej martwej natury?
– Zdobywam zasługi na niwie kultury.
– Nie rozumiem.
– Już wyszczególniam. Jak pan wiesz przy ulicy Targowej trwa budowa Muzeum Warszawskiej Pragi.
– Przepraszam za pardon, panie Benku, ale co nam do tego?
– Teraz ja nie rozumiem.
– Sam pan tłumaczysz różnem lebiegom, że nasz rodzinny, mlekiem i mniodem płynący Grochów to jedna para kaloszy, a zaś przeciwnie Praga – druga para, czy też wszak nie?
– Detalycznie tak, ale jeżeli o wiele rozchodzi się o muzeum to nie bądź pan taki szczególarz. Jakby tak Praga, Grochów, Gocławek czy Bródno mniały swoje muzeum to posiadałbyś pan czas je wszystkie obskoczyć? Lepiej, żeby kulture z całego naszego brzegu zebrać na, pardons, kupe w jednem miejscu, żeby z tego jednego miejsca rozchodziła się na cały świat. Podpierasz pan takie stanowisko?
– W całej rozciągliwości. Ale skoro jeżely w jednem miejscu, to takie miejsce już jest na Starówce – muzeum całej naszej kochającej stolycy.
– Masz pan racje bytu, ale chyba prawa strona powinna mieć swoją placówkie, gdzie obywatele mogliby obcować z historycznemi pamniątkamy?
– Musowo. Ale ja jeszcze nie rozumiem co ma kultura do piwnicy?
– Oj panie sąsiedzie, szkoły podstawowe masz pan za sobą, a o takie rzeczy pan pytasz. W tej skromnej piwnicy przed pańskiem zwrokiem co się roztacza?
– No co, słoiki, połamane meble, pajęczyny…
– Zabytki się przed panem szanownym roztaczają. Byłeś pan kiedyś w muzeum?
– Owszem, jako małoletni pętak.
– Więc pamiętasz pan chyba te wszystkie skorupy, biżuterie i inne starożytne utensylia? W ten sam deseń będzie w naszem muzeum i każden jeden patriota grochoski ma psi obowiązek dostarczyć tam eksponant.
– A jakie pan ma eksponanty panie Benku?
– Poprosze o chwileczkie uwagi. Widzisz pan to krzesło?
– To połamane?
– Tak. Czysta secencja.
– W jaki sposób?
– W taki, że na oparciu mają zaszczyt figurować kwiatki i inna roślinność.
– A z powodu dlaczego panie Benku trzyma pan taki mebel?
– Z powodu, że to droga memu sercu pamniątka miłosnej pożogi mojej Tereni. Zdarzyło się albowiem kiedyś, że omal się nie pośliznąłem na wyboistym szlaku małżeńskiej wierności.
– Omal? Sumienie się obudziło?
– Nie, mąż wcześniej wrócił. Dałem nogie przez okno, ale Terenia i tak się o wszystkiem dowiedziała i potem robiła mi wyrzuty między innemi za pomocą tegoż krzesła.
– A ta niedwabna marynarka z oderwanem rękawem i esem floresem w poprzek?
– A to zabytek z wesela mojego rodzonego szwagra. W takiem garniturze czciłem jego gorzko, gorzko. Rękaw oderwany nawskutek towarzyskiego kwowadis, esy floresy to ślady po sosie koperkowem, najlepszem jaki miałem zaszczyt konsumować.
– A gdzie są spodnie?
– Nie wiem. Spodnie okrywa mrok tajemnicy.
– A te słoiki panie Benku?
– Ostrożnie, nie podchodź pan, bo koty tu się szwendają i możesz pan wdepnąć w, za przeproszeniem, nieprzyjemność. Cóż mogie tu zaznaczyć? W tech słoikach figurują pokarmy, któremi pokrzepia się tubylcza grochowska ludność. Grzybki marynowane, ogóreczki kiszone, bigosik… A wiesz pan co?
– Co panie Benku?
– Tak sobie pomyślałem, że nie mogie...