Był najprawdziwszym geniuszem. Takim podręcznikowym, zwariowany o ogromnym temperamencie, inteligentny i szalony. Uchodził za czarodzieja. Emanował energią. Jego pasja czy zapał były zaraźliwe. Malował, rzeźbił, tworzył formy przestrzenne. Stał się królem Montréalu, a także Paryża. Kochała go Joan Mitchell, najbardziej magnetyczna malarka współczesnej Ameryki. Tak jak nie byłoby abstrakcji bez Jacksona Pollocka, tak nie byłoby jej, gdyby nie abstrakcja właśnie.
Wyjechała z Chicago do Paryża, aby temperament malarski zamienić na akordy pustki, jak to powiedział kiedyś Jean- Pierre Schneider, inny wybitny malarz. Na jej drodze stanął Jean-Paul Riopelle, uparty i ambitny Kanadyjczyk, który zawojował świat.
O historii życia Jean-Paul Riopelle można posłuchać w tym podkaście.