Może nie nosi imienia Artur, może walczy tylko z duchami, gdy goblinów ani widu, ani słychu, jednak Maximo doskonale wiedział, w buty której legendarnej marki Capcomu wszedł. Oto krótki rzut oka na pozycję niemal zupełnie zapomnianą, a pewną swojego stylu i dwie dekady temu, w czasach szóstej generacji konsol, zapowiadającą się na jeden z silniejszych tytułów w portfolio Żółto-Niebieskich. Jeśli pamiętacie TĘ melodię, śmiało zostawcie kwiatka przy tym nagrobku.