Chodzę wąskimi, cichymi uliczkami małego miasteczka, rozłożonego u stóp stojącego wysoko ponad nimi zamku. Małe domki, przybudówki, zaułki. Wydaje się, że jeszcze chwila i uliczki zapełnią się postaciami Żydów spieszących na wieczorne nabożeństwo do synagogi. Ale na ulicach jest pustka, okien synagogi nie rozświetlą światła. Nie ma Żydów w Chęcinach.