Kochani,Jestem niemal pewny, że słyszeliście o tym obrazie, na którym widać, jak diabeł ciągnie człowieka na łańcuchu do piekła. Człowiek zapiera się jak może, a wyraz jego twarzy nie pozostawia wątpliwości, że krzyczy z przerażenia lub woła o ratunek. Jeden szczegół na obrazie zastanawia. Ciągnięty człowiek nie jest skuty łańcuchem. On ten łańcuch trzyma.Czy przypadkiem nie pobłażamy sobie, mówiąc, że „już tacy jesteśmy”? Czy zbyt łatwo nie zrzucamy winy na diabła? Czy nie tkwimy w zwykłym zwiedzeniu, że wbrew naszej woli diabeł nami włada? Czy nie nabieramy ludzi na nasz „opłakany” stan?Apostoł Paweł wzywa: „…nie dawajcie diabłu przystępu.” (Ef 4:27; SNP).Nie dawaj więc. Możesz. Nawet jeśli sądzisz, że ja mylę się w ocenach, nie lekceważ doświadczenia apostoła. Myślę, że on wie, o czym mówi. Nie zatrudniaj innych przy tym, w czym i tak nikt Cię nie zastąpi. Sam zbliż się do Boga (Jk 4:7-8). Jesteście treścią moich modlitw. Wasz, jak zawsze –Piotr