Pędzę i nie mogę się zatrzymać. A świat woła szybciej, bardziej, efektowniej. Więc pędzę dalej. Dokładam sobie wyzwań, obowiązków, celów. Chcę zobaczyć wszystko, doświadczyć wszystkiego i nie chcę żeby cokolwiek mnie ominęło. Chcę WSZYSTKIEGO. Piękne miejsca, historie, sukcesy. Ja też tak chcę. A im bardziej pędzę tym więcej chcę. Tylko, że już nie daję rady dalej i szybciej….. A inni mogą… i zaczynam mieć wyrzuty…. Więc biorę się w garść i kosztem snu odpoczynku, czasu z bliskimi pędzę dalej… aż mnie zatrzyma życie. Czasem dość brutalnie. I dochodzę do wniosku, że tak dalej nie chcę, Że mam tak zwyczajnie dość. Mam dość. Kto z Was tak ma? Jaka jest cena pędu życia? Czy można inaczej? Czy można mniej? Czy można wolniej? Jak żyć żeby nie mieć dość?