Zakopany żywcem włóczęga. Niemowlę pogrzebane z ciałem matki. Stara kobieta znikająca pod krzyżem.
Nie łączyło ich nic — prócz ludowego przekonania, że jeśli odda się ich śmierci, śmierć odwróci wzrok od reszty.
W pierwszym odcinku „Klechd” cofamy się do końca XIX wieku, gdy przez podgórskie wsie przetoczyła się epidemia cholery. Potem przyszła wojna. A z nią – tyfus, czerwonka, hiszpanka.
To czasy, gdy zaraza nie była tylko chorobą – była siłą, demonem, przekleństwem z innego świata.
W dolinach, gdzie linia między życiem a śmiercią bywała cienka jak mgła o poranku, mieszkańcy szukali ratunku w rytuałach starszych niż pamięć.
To nie fikcja. To zapisane w zbiorowej pamięci historie z czasów zarazy – opowieści, które przetrwały, bo niosły coś więcej niż fakt. Niosły lęk. Przestrogę. Prawdę o człowieku, który w obliczu śmierci gotów jest zrobić wszystko, by przeżyć.