Dzisiaj w oparach dźwiękowego surrealizmu. Czy ktoś kojarzy tę finałową scenę z pewnego filmu osobliwego reżysera? Jeśli tak to łatwo może rozszyfrować, jaki zespół będzie dzisiaj na tapecie. Nazywają się dokładnie tak jak on.
To jedna z tych scen, która jest dla mnie SYMBOLEM. Czego? Sam nie wiem. Być może osobliwej sztuki, którą autor śmieje się nam w twarz. Oglądasz w napięciu, niezrozumieniu, oczekujesz odpowiedzi, a otrzymujesz jeszcze więcej znaków zapytania. Gwarantuję podobny mindfuck - od kameralnego jazzu po cięższe, połamane granie 🙂