Sebastian wyszedł z kościoła przed zakończeniem mszy, na którą udał się wraz z sześcioma innymi chłopcami z pogotowia opiekuńczego w Międzyrzecu Podlaskim oraz dwoma wychowawcami. Pobiegł do zdziczałego sadu znajdującego się na terenie placówki. Przystanął pod jabłonką, wyciągnął z kieszeni kurtki sznur. Zauważyli to dwaj jego koledzy. Dopadli go w ostatniej chwili, kiedy wiązał na szyi pętlę.
Zdołali go powstrzymać, ale nie na długo. Uznawszy, że zapobiegli najgorszemu, poszli po wychowawczynię. Gdy z nią wrócili, ciało Sebastiana zwisało z konara niskiego drzewa. Ściągnięto go, wezwano karetkę pogotowia, niestety na pomoc było za późno. Lekarz stwierdził zgon dwunastoletniego chłopca na skutek uduszenia w wyniku targnięcia się na życie.
Kiedy badano przyczyny, które doprowadziły Sebastiana do samobójstwa, wszyscy byli zdania, że najbardziej zawiniła rodzina, Ci, w których dwunastolatek powinien mieć oparcie. A zatem rodzice, szczególnie ojciec brutal. Ale i matka, która nie broniła dzieci przed sadystą. Zawiódł także starszy brat, którego Sebastian uważał za wzór do naśladowania. A on pokazał się z jak najgorszej strony. I tu był koniec drogi.