Autor rozważań: Maciej Kawaler
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.
A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec».
Jak to mam nienawidzić swoje życie? Czyż to nie jest sprzeczne z wymaganiami Ewangelii i zwykłym zdrowym rozsądkiem? Przyjrzyjmy się zatem dokładnie temu stwierdzeniu.
Wyobraźmy sobie, że na loterii wygraliśmy wspaniałą wycieczkę do pięknego egzotycznego kraju, do miejsca, które zawsze marzyliśmy aby odwiedzić. Jednak tylko my dostajemy bilet, bo wygraliśmy jeden, nie więcej. Udajemy się do tego wymarzonego miejsca, jednak w swoim domu musimy na ten tydzień zostawić swojego męża czy żonę, braci, siostry, przyjaciół. Pomimo, że przez ten tydzień na pewno odpoczniemy i zrelaksujemy się, będziemy czuli, że nie jest to wcale tak przyjemne jak mogłoby być, gdyby otaczali nas ukochani.
Tak samo jest z naszym życiem tu, na Ziemi. Jesteśmy tutaj pielgrzymami, ostatecznie nie jest to nasz dom. Gdy zdamy sobie z tego sprawę, a także z tego, za Kim tęsknimy, nigdy nie będziemy mogli powiedzieć, że nasze życie tutaj jest tym idealnym i wymarzonym. Zawsze będzie pozostawała ta cicha pustka w naszym sercu, która woła o widzenie Boga twarzą w twarz, pustka, która może wypełnić się dopiero po naszym powrocie z wakacji – czyli po wstąpieniu do domu Ojca. Choć tutaj widzimy już niewyraźnie, jakby w zwierciadle, nie zaspokaja to największego pragnienia naszej duszy. I bardzo dobrze! Przypomnijmy sobie, jak bardzo czekamy aby spotkać kogoś ważnego dla nas, kogo nie widzieliśmy już wiele miesięcy lub nawet lat, jaka jest radość, gdy w końcu możemy zobaczyć tę osobę! Jakże wielka zatem będzie radość, gdy po całym życiu, w końcu będziemy mogli rzucić się w ramiona naszego Ojca Niebieskiego!
To jak zatem z tym nienawidzeniem swojego życia? Język którym posługiwał się Jezus nie rozróżniał stopniowania, zatem kogoś można było kochać lub nienawidzić. To że znienawidzimy swoje życie doczesne, w języku Jezusa oznaczało, że bardziej ukochamy życie wieczne. Co za tym idzie, chodzi tutaj o to, aby bardziej niż życie doczesne, kochać życie wieczne.
Jesteśmy również na YouTubie: https://www.youtube.com/@rozwazania