Jak na podwyżki cen, które towarzyszą nam każdego dnia, uważam, że Polacy wykazali się sporą tolerancją i sporą cierpliwością połączoną z akceptacją „no tak, wszystko drożeje”. Nie ma restauratora, który chce przetrwać i nie wprowadzić podwyżek, bo tu matematyka jest nieunikniona. Nie bez powodu powtarzam ostatnio, że romantyzm w biznesie w obecnych czasach musi zejść na drugi plan. Pada pytanie – gdzie są granice podwyżek w restauracjach? Czy można podnosić ceny w nieskończoność argumentując takie zachowanie cytatem, że „ludzie przecież nie zrezygnują z chodzenia restauracji”? Absolutnie nie!