W tym odcinku bierzemy na tapet utwór House Of The Rising Sun w wykonaniu... no właśnie, czyim? Zasadniczo zespołu The Animals (album The Animals, 1964.), ale w rzeczywistości wspominamy o bardzo wielu wykonaniach bardzo różnych artystów. A to wszystko dlatego, że korzenie omawianego utworu sięgają o wiele głębiej, niż większość słuchaczy sądzi. Dlatego też dziś omawiamy nie jedną piosenkę, a w istocie bluesowy standard o wielu wcieleniach, zarówno muzycznych jak i lirycznych.
mówi co jak jeden mąż robią świeżo upieczeni gitarzyści i jaki to ma związek z omawianym utworem
zastanawia się gdzie być może tytułowy Dom Wschodzącego Słońca jest lub był, albo nie było go wcale, oraz czym dom ów jest lub był, lub nie był w ogóle - teorii jest co najmniej kilka i wszystkie są niesłychanie ciekawe!
przybliża długaśną historię powstania piosenki (a długa jest ona zaiste) i opowiada jak doszło do tego, że na warsztat wzięli ją w końcu Animalsi
odpala tryb muzykologa i wyjaśnia złożoną historię zmian w akompaniamentach towarzyszących omawianemu utworowi na przestrzeni dziejów, i dla uproszczenia sugeruje, aby House Of The Rising Sun traktować jako bluesowy standard bardziej, niż po prostu piosenkę
w ramach swojego wykładu opowiada o przebiegu smutku (łac. passus duriusculus) i muzycznie cofa się aż do Baroku
eksplorując zmiany, jakim poddawany był utwór, dochodzi do wniosku, że sprawiedliwość dziejowa musi być - i jest!
na wyraźną prośbę współprowadzącego mówi czym są słynne Hammondy i czy współprowadzący słusznie słyszy je w piosence (podpowiedź: Nie słusznie.)
opowiada czym w muzyce popularnej była British Invasion
pokazuje, że tysiąc talii kart zgrał i wie jak grać w atu, żeby karta żarła, choć nigdy się za bardzo nie łajdaczył
oburza się srodze na nadmiar brzydkich słów wokół i że ludziom się to, zdaje się, podoba. A przecież za jego czasów...
ma problem z wykonaniem Animalsów, bo twierdzi, że jest zbyt efekciarskie, i woli wersję Boba Dylana, a w ogóle to wersja Animalsów przywodzi mu na myśl skecz Macieja Stuhra
wyjaśnia, że po słowie “many” można użyć rzeczownika w liczbie pojedynczej (serio!)
po raz kolejny każe nam uczyć się czasownika, którego pisownia i wymowa mają się do siebie tak, jak mają się do siebie wykonania omawianego utworu w wersji Animalsów i Boba Dylana (a chodzi o czasownik “sew” czyli “szyć”)
mówi, że hazard stanowi niebezpieczeństwo, i to dość literalnie
choć sam nie potrafi, tłumaczy jak po angielsku grać w atu
na przykładzie angielskiego grzechu ("sin"), mówi jak Polacy grzeszą w tegoż wymowie (chodzi o to, że jedno "i" drugiemu nierówne w kwestii długości)
tłumaczy związek polskiej mizerii (fuj!) z angielską niedolą
chce opowiadać o słownictwie okołopociągowym, ale ostatecznie mówi tylko jak jest peron (kiedyś zrobimy odcinek o piosenkach pociąg-friendly!)
podpowiada ładne i stare angielskie słowo, którego można użyć zamiast "avoid" i dlaczego dobrze to skojarzyć z polskim "sio"
wyjaśnia co to znaczy, że bieg jest dobiegnięty, i co jeszcze może być dobiegniętePrzyjaciel Boba Dylana Dave von Ronk
Procol Harum i Deep Purple, bo u nich słychać organy Hammonda
Beatlesi - bo u nich słychać wszystko
Jimmy Hendrix, Toto, Tracy Chapman, Cat Power, Sinead O'Connor, Joan Baez, Joni Mitchell, Dolly Parton, Kult - bo wszyscy oni wykonywali omawiany utwór w swojej wersji