Wyłączasz światło, zapalasz świeczki, siadasz ze skrzyżowanymi nogami…i po pierwszych kilku, może kilkunastu, minutach dochodzi do Ciebie pierwsza fala frustracji. Przez chwilę udaje Ci się skupić uwagę na oddechu, ale po chwili znowu myślisz o tym, że jesteś głodny, że ci niewygodnie albo o tym, co zrobisz kiedy ta udręka w końcu się skończy. Nie potrafisz „nie myśleć o niczym”, kurwa. Po kilku próbach rezygnujesz, przekonując siebie samego, że to nie dla Ciebie. To była oczywiście przez wiele lat moja własna historia.