Chciałbym wyrazić swoje niezadowolenie z powodu dostępnej na rynku literatury dla najmłodszych.
Jestem niesamowitym szczęściarzem – mam zaszczyt być tatą czwórki wspaniałych dzieciaków Izy, Adama, Ali oraz Michała.
Najstarsza pierworodna córa ma już 8 lat, zaś michaś, który zdecydował się wyjść na świat w piątek 13 ma zaledwie półtorej roku.
Z wyboru, w naszym domu nie oglądamy telewizji. Dzieciaki oczywiście nie są zupełnie odcięte od ekranu telewizora czy komputera, jednak oglądają jedynie wartościowe, naszym zdaniem – Ewy i moim, , filmy, bajki, programy przyrodnicze czy podróżnicze.
Jednak w naszym domu odkąd pamiętam zawsze woleliśmy czytać książki. Maluchy uwielbiają słuchać czytanych przeze mnie przygód z najróżniejszych książek.
I tak przewertowaliśmy już dziesiątki jeśli nie setki opowieści spisanych przez autorów z całego wiata. Dr Dolittle, bohaterzy stworzeni przez Astrid Lindgren, Kubusia Puchatka, Anię z Zielonego Wzgórza, Mały książe, Chrząrzszcz i jego chłopak, Kuba Niedzwiedź i to tylko niektóre pozycje, które podbiły serca nie tylko dzieci.
Z przykrością musze jednak stwierdzić, że od jakiegoś czasu chyba mamy pecha, ponieważ książki po które sięgamy -czy to z polecenia znajomych czy zachęceni opiniami znalezionymi na internecie okazują się byc nieadekwatne dla dzieci.
Informacje na okładce świadczą o tym, że książka jest przeznaczona do najmłodszego odbiorcy jednak po kilkudziesięciu a czasami nawet już po kilku stronach okazuje się że jednak nie.
Pozwólcie że wyjaśnię na konkretnych przykładach.
Kilka dni temu zacząłem czytać dzieciakom Przygody Tomka Sawyera autorstwa Marka Twaina.
Po ciekawym wprowadzeniu, przedstawieniu głównego bohatera i postaci pobocznych poznajemy bezdomnego chłopca Huckelberego Finna. Ciekawa postać, reprezentująca wiele wartości i ceniąca własną wolność ponad wszystko.
Tomek ma bardzo bujną wyobraźnie, przebiera się za pirata, zdarza mu się wagarować, czy wymykać wieczorami z domu – nic czego sambym nie robił będąc chłopcem czy młodzieńcem.
Jednak w jednym z kolejnych rozdziałów, Tomek postanawia wybrać się ze Swoim zbuntowanym kolegą Huckelberym i jego martwym kotem na cmentarz by oddać go diabłom i przez to pozbyć się kurzajek.
Wiem, że brzmi to dość chaotycznie, jednak sam autor nie wyjaśnia tego zbyt dokładnie – ponoć znalezienie martwego kota i zaniesienie go o północy na cmentarz, niezwłocznie po pogrzebie jakiegoś złoczyńcy lub grzesznika i oddanie go diabłom raz na dobrze rozwiązuje problem kurzaejk – ot taka sytuacja.
Nie ukrywam, że zaczęło się robić ciekawie i z wielkim zainteresowaniem czytałem każde kolejne zdanie. Jednak kiedy chłopcy docierają na cmentarz, okazuje się że nie są sami – z ukrycia obserwują młodego miejscowego doktora i dwóch lokalnych pijaczków/opryszków, którzy pomagają mu wykopać jedną z trumien. Jednak dochodzi między nimi do przepychanki i jeden z oprychów godzi doktora nożem w klatkę piersiową i zabija.
Opis całego zdarzenia jest wystarczająco skrupulatny że przyprawiłby o dreszcze niejednego dorosłego.
Uważacie, że to naprawdę odpowiednie dla najmłodszego czytelnika??