Czy będzie w latach 50. odcinek, przy którym nie wypadałoby napisać: „Dziś mierzymy się z prawdziwą klasyką”? Prawdopodobnie nie, te filmy to absolutna podstawa całego science-fiction. „Wojna światów”? Podstawa podstaw niemalże. Mamy tutaj wszystko. Kosmitów strzelających laserkami, bomby atomowe, niespodziewane romanse na apokaliptycznym tle, zbyt bliskie spotkania trzeciego stopnia, kolorki, Boga, jego brak lub niebrak (w zależności od spojrzenia). Tylko tripodów zabrakło! Przy nagrywaniu odcinka nie ucierpiał żaden piesek, kilka z nich jednak dało z siebie uroczy głos, za co nie przepraszamy.