Po żydowskim Ostrowcu została pustka. Tylko ulice jakby czekały na ruch i gwar, którego kiedyś nigdy im nie brakowało. Długo, długo po wojnie, w swoim domu w Toronto przy pianinie Leon Szpilman wspominał swojego ojca i stryja. Szpilmanowie byli muzykami, po studiach w Moskwie, ale w Ostrowcu mieli klezmerska orkiestrę. Jego ojciec Ruwen grał na skrzypcach, uczył muzyki. Młodszy brat ojca, Szmul, też muzyk i pedagog, wyjechał do Sosnowca. Syn Szmula, Władysław, przeżył w Warszawie, pracował w Polskim Radiu, komponował. To o nim był film "Pianista".
Leon przeżył wojnę w Ostrowcu. Jeszcze w getcie grał w orkiestrze. W obozie dla wysiedlonych skomponował rapsodię. Miała być świadectwem wojny i zagłady. Potem, gdy wyjechali do Kanady, zapomniał o tej rapsodii. Pół wieku przeleżała w szafie, aż Władysław, sławny już po sukcesie "Pianisty", opowiedział o swoim kuzynie w Muzeum Pamięci Holocaustu w Waszyngtonie. W 2000 roku odbyła się amerykańska premiera Rapsodii 1939-1945 Leona Szpilmana z Ostrowca. Po jego śmierci dzieci znalazły dzienniki z czasów wojny. Nigdy nie zapomniał swojego Ostrowca.
Niemcy zniszczyli Żydowski Ostrowiec. Wymordowali ludzi. Po wojnie Ostrowiec miał się stać miastem robotników, żydowskie ślady nie były potrzebne nikomu. Więc nie ma śladów.