Był artystą, który nigdy nie wyłączał sceny. Dla Stanisława Ignacego Witkiewicza – Witkacego – każdy dzień był aktem, każda rozmowa potencjalnym happeningiem, a każda relacja polem do eksperymentu.
Nie malował po prostu portretów. Tworzył sytuacje. Czasem absurdalne, czasem prowokujące, czasem makabryczne.
Syn twórcy stylu zakopiańskiego, wychowany w domu, gdzie edukację zastępowały prywatne lekcje rysunku, filozofii i języków, od początku miał poczucie, że jego droga będzie inna. Nie chodził do szkoły, ale godzinami dyskutował z ojcem o kompozycji, Schopenhauerze i o tym, co w sztuce jest naprawdę istotne. Już jako nastolatek uchodził za ekscentryka – samotne wędrówki po Tatrach ze szkicownikiem były dla niego naturalne, a kawiarniane pogadanki – stratą czasu.
Katastrofa i ucieczka na koniec świata
Rok 1914 przyniósł tragedię: samobójstwo narzeczonej, Jadwigi Janczewskiej. To doświadczenie – połączone z wybuchem I wojny światowej – złamało go na długo.
Przyjaciel Bronisław Malinowski zaprosił go w podróż badawczą do Oceanii. Witkacy zgodził się, licząc na ucieczkę od bólu. Podróżował przez Cejlon, Australię, notując w listach barwne opisy miejsc, ale w tle wciąż czuć było pustkę: „Jest tu wszystko, co powinno mnie zafascynować, a jednak czuję, że jestem za szybą.”
Wybuch wojny zastał ich w Australii. Malinowski został, Witkacy wrócił i wstąpił do armii rosyjskiej. Zobaczył front, rewolucję w Piotrogrodzie i tłum, w którym „nienawiść miała jedno oko”. To doświadczenie ukształtowało jego dramaty i filozofię – przekonanie, że w zbiorowej ekstazie ginie wszystko, co indywidualne.
Firma Portretowa S.I. Witkiewicz
Po wojnie stworzył coś, co dzisiaj nazwalibyśmy autorską marką. „Firma Portretowa S.I. Witkiewicz” miała regulamin, cennik i typy portretów: od gładkiego „A” po eksperymentalną „Czystą Formę” – często tworzoną „pod wpływem” różnych substancji.
Na odwrocie obrazów notował skróty: „Co” – kokaina, „Et” – eter, „P” – peyotl, „p.p.c.” – prawie po ciemku. Klient kupował nie tylko obraz, ale i historię jego powstania. Był to artystyczny marketing w czystej postaci – na długo przed tym, jak ktoś wymyślił ten termin.
Salony na opak
Życie towarzyskie Witkacego przypominało teatr absurdu. Potrafił otworzyć drzwi Gombrowiczowi jako skulony „karzełek”, który nagle wyrastał do pełnej wysokości. Organizował „muzea okropności” – kolekcje osobliwych przedmiotów, z których część była prawdziwa, a część wymyślona na poczekaniu.
Wieczory portretowe u doktora Białynickiego-Biruli zamieniały się w eksperymenty artystyczne – porównywał, jak zmienia się kreska i kolor pod wpływem różnych substancji. Goście byli świadkami, ale i uczestnikami tych eksperymentów.
Filozofia i sztuka jako dokument życia
Witkacy obsesyjnie czytał Schopenhauera, Nietzschego, Bergsona. W swoich pismach pisał o „uczuciach metafizycznych” – momentach, w których człowiek czuje ogrom świata i własną kruchość. Każdy portret był nie tylko wizerunkiem modela, ale i zapisem stanu autora: fizycznego, psychicznego, chemicznego.
Dzięki temu jego obrazy można czytać jak dziennik życia – zapisany kolorem, linią, deformacją.
Ostatni performance
Wrzesień 1939 roku przyniósł ostateczny akt: ucieczka na wschód, wiadomość o wkroczeniu Armii Czerwonej, samobójstwo w Jeziorach. Ale nawet po śmierci jego historia nie straciła ironii – ekshumacja w 1994 roku ujawniła, że w symbolicznym grobie w Zakopanem spoczywa ciało nieznanej kobiety. Los prawdziwych szczątków artysty pozostaje nieznany.
To tak, jakby życie i śmierć Witkacego były jednym, wielkim spektaklem, którego reguły znał tylko on.
🎧 Całą historię usłyszysz w nowym odcinku Art Perspective – z anegdotami, cytatami z listów i opisami portretów, które dziś są równie ekscentryczne, co w latach 20. i 30.
Odsłuchaj na Spotify, Apple Podcasts lub YouTube.
This Substack is reader-supported. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
Get full access to Art Perspective at artperspective.substack.com/subscribe