Mieszkania w Polsce to gorący temat. Śmiejemy się przez łzy z patodeweloperki, flippingu, grodzeniozy czy mikrokawalerek. Przeżywamy zupełnie na serio kredyty hipoteczne i pamiętamy losy frankowiczów, narzekamy na absurdalne oferty najmu, na źle zaprojektowane osiedla, na mieszkania z wystrojem sprzed czterdziestu lat i na te z designem skleconym naprędce z najtańszych mebli z Ikei. Jeżeli przejdziemy w bardziej mroczne tony, możemy przypomnieć sobie o bandyckiej reprywatyzacji, o roszczeniach do odbudowanych za publiczne pieniądze budynków, o znęcaniu się nad lokatorami i lokatorkami przez mafiozów przejmujących kamienice.
Dlaczego mieszkania w Polsce są tak dużym problemem? W tym odcinku Pustych Notesów zapraszam Was w podróż po polskiej mieszkaniowej rzeczywistości, w której mieszkań brakuje i są przeludnione. Z tych realiów próbujemy się wyrywać, ale nasze możliwości są ograniczone - mieszkanie na własność przedstawia się nam jako jedyną rozsądną opcję, choć często niesie ona za sobą kredyt hipoteczny na 20 czy 30 lat. Jednocześnie ok. 70% Polek i Polaków nie ma zdolności kredytowej, a 40% znajduje się w tak zwanej luce czynszowej, czyli nie łapie się na mieszkanie komunalne, ale nie stać ich na lokal po cenach rynkowych. Relacja między cenami mieszkań na rynku a dostępnością (czy raczej niedostępnością) mieszkań o obniżonych czynszach (socjalnych, komunalnych, społecznych, TBS-ów itd.) wspiera istnienie zjawiska społecznego, jakim są gniazdownicy - młodzi dorośli mieszkający z rodzicami, którzy pracują i zarabiają, ale ich praca nie pozwala im na wyprowadzkę z domu rodzinnego. Długie, czasem wręcz kilkunastoletnie kolejki po mieszkania komunalne i celowe osłabianie budownictwa społecznego przez wiele lat doprowadziło do tego, że dla rynkowych rozwiązań często nie ma alternatyw. Co jednak, jeśli nie chcemy bądź nie możemy brać kredytu, a mieszkania na wynajem są rozdrobnione, należą często do ludzi, którzy nie umieją i nie chcą zajmować się zawodowo ich wynajmowaniem, a stabilny, wieloletni najem instytucjonalny graniczy z cudem? Jeśli nawet uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie, często nie będzie ono uwzględniało naszych potrzeb, zwłaszcza jeśli jesteśmy osobami starszymi, osobami z niepełnosprawnością, rodzicami małych dzieci - słowem, obecne polskie mieszkania wykluczają bardzo istotną część społeczeństwa. Mimo wszystko deweloperzy wykazują zyski, a straty zostają uspołecznione, bo przepełnione szkoły i zakorkowane ulice musimy ratować my, naszymi podatkami.
A co, gdyby mogło być inaczej? Gdyby mieszkania były dostępne cenowo, otoczone terenami zielonymi, bez grodzonych osiedli, bez osiedli łanowych, za to z przestrzenią wspólną, z której możemy korzystać i która rekompensuje fakt, że nie każdego i nie każdą z nas będzie stać na dużą przestrzeń tylko dla siebie? Wszystko, co poza mieszkaniem, czyli dobry transport publiczny, dostępność usług i handlu w obrębie krótkiego spaceru (tzw. miasto 15-minutowe) i przyjazna, bezpieczna przestrzeń to marzenia, za którymi warto podążać.