Słynna, zniewalająca prostotą piosenka otwierająca film "Philadelphia". Zamówiona była przez reżysera Jonathana Demme jako utwór rockowy, ale Springsteen nagrał całkowicie sam w swoim studiu domowym delikatnie utkaną, nie narzucającą się, arcysmutną balladę. Miał rację, bo rozwaliła wszystkich, niezależnie od treści, jakie niósł film (gejowski związek, śmierć na AIDS). Sądząc po notowaniach, Europejczykom utwór podobał się bardziej niż Amerykanom, mimo iż dostał od nich Grammy i Oscara. Nie wiadomo dlaczego, ale Boss rzadko gra go na koncertach.
Ulice są ważne, Springsteen chyba udowodnił, że potrafi je czytać. Zapytany w wywiadzie czy piosenka jest skargą chorego na AIDS czy może człowieka, który rezygnuje z życia, Springsteen odpowiedział, że lepiej dla nas będzie, jak każdy sam sobie to zinterpretuje.