W oryginale jest to piosenka Dolly Parton, która pozwoliła jej uzyskać w 1975 tytuł Wokalistki Roku w muzyce country. Później ciekawe jest to, że zapragnął zaśpiewać ją sam Elvis Presley. Ale jego menadżer zażądał, by Parton podzieliła się połową tantiem autorskich, bo to "standardowa procedura w przypadku Presleya". Dolly Parton odmówiła jednak i tak to wspomina: "Przepłakałam całą noc. Ludzie mówili mi: Zwariowałaś. To Elvis Presley! Ale w moim sercu coś nie pozwalało mi tego zrobić. Kiedy jednak po latach ukazała się wersja Whitney Houston, zarobiłem wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić cały Graceland (posiadłości Presleya)".
W 1992 roku Whitney Houston nagrała swą wersję dla potrzeb debiutu filmowego „The Bodyguard" dzięki sugestii Kevina Costnera. Kanadyjski producent David Foster pomógł przearanżować ją z ballady country w porywającą balladę soulową, zapewniającą odchodzącego ukochanego o trwałym oddaniu. I właśnie ta potężna, dramatyczna i urzekająca interpretacja, pełna emocjonalnych wybuchów, okazała się jednym z najlepiej sprzedających się singli wszech czasów.
(Z pomocą Wioletty Bar)