Donald Trump wprowadził cła na import samochodów do Stanów Zjednoczonych. Wynoszą 25 proc. i zaczną obowiązywać od 2 kwietnia. Prezydent powiedział, że jest to dzień wyzwolenia dla Ameryki oraz, że jeżeli producenci będą wytwarzać pojazdy w kraju, nie będą płacić.
Pytany o to, czy firmy mogą zrobić cokolwiek, by uniknąć ceł, odpowiedział, że są one stuprocentowo stałe. Stawka będzie obowiązywać nie tylko w przypadku gotowych samochodów, ale także części do nich, takich jak silniki, skrzynie biegów, układy napędowe oraz elementy elektryczne. Przychody z ceł mają umożliwić obniżkę podatków w USA.
Producenci samochodów opowiadali się przeciwko wprowadzeniu obostrzeń w handlu, argumentując, że zaburzą one łańcuchy dostaw i spowodują wzrost cen dla konsumentów. Po ogłoszeniu decyzji Trumpa akcje General Motors spadły o 7 proc., Stellantis o 4 proc. a Forda o 5 proc.
Decyzję Trumpa pozytywnie odebrał związek zawodowy United Auto Workers, który zakomunikował, że zatrzymanie upadku amerykańskiego przemysłu samochodowego musi się rozpocząć od naprawy złych umów zagranicznych.
Samochody, które spełniają ustalenia umowy Stany Zjednoczone-Meksyk-Kanada będą obłożone cłami jedynie w zakresie elementów, które powstały za granicą.
Prawie połowa samochodów sprzedawanych w USA pochodzi z importu. 60 proc. elementów tych, które składane są w kraju jest sprowadzanych zza granicy. Ogłoszenie ceł spowodowało też odwrócenie się inwestorów od azjatyckich producentów samochodów, takich jak Mazda, Mitsubishi czy Toyota.
Zapowiedź wprowadzenia ceł jest elementem agendy MAGA. Ekonomiści są podzieleni, czy przyniesie pożądane rezultaty. Wśród państw, które mogą być najbardziej poszkodowane są Meksyk i Kanada. Łańcuch produkcji jest tak skonstruowany, że półprodukty przekraczają granice po kilkanaście razy zanim powstanie finalny produkt.
Poza tym stracić mogą także Korea Południowa i Niemcy. Stany Zjednoczone odpowiadały za import 13 proc. wszystkich samochodów produkowanych przez niemieckie firmy w 2024 roku. Rykoszetem mogą też dostać państwa Grupy Wyszehradzkiej, w których ulokowane są zakłady poddostawców.
Uderzenie w ten sektor jest poważnym ruchem o znaczących konsekwencjach, ponieważ samochody są produktami wysokomarżowymi. Uderza w jeden z filarów jeszcze istniejącego europejskiego przemysłu. Już teraz mówi się także, że proponowana stawka celna może spowodować wzrost cen samochodów od 3 do 10 tys. dolarów w USA
- tłumaczy dr Marek Stefan, zastępca redaktora naczelnego Układu Sił.